Dragoria
Dzikie Ziemie => Smocze Góry => Drzewo Ryuk => Wątek zaczęty przez: Ryuk w Grudzień 23, 2013, 16:37:42
-
Kiedy Ryuk trafiła do tej krainy, od razu pomyślała o domie. Idąc przez swoje ulubione miejsce trafiła na tu oto ogromne drzewo. Wspięła się aż na sam czubek i kiedy zobaczyła ten widok postanowiła, że tu zamieszka. Młode i starsze smoki przylatujące tu żeby odpocząć są troszkę ...uciążliwe. Zabierają jedzenie ze spiżarni, budzą w środku nocy itp. Jednak da się przeżyć. Jest kilka większych gałęzi i dziupli przeznaczonych na spiżarnie, sypialnie jakieś skrytki itd.
(http://th00.deviantart.net/fs71/PRE/f/2013/041/3/a/yggdrasil__tree_of_life_by_alayna-d5ujj5x.jpg)
lub
(http://fc01.deviantart.net/fs11/i/2006/203/6/d/life_tree_by_yonaz.jpg)
-
weszła na teren trzymając Delgado na rękach
-idź mi coś upoluj,- powiedziała do towarzysza i zaczęła patrzeć na mocno zadrapany ogon, swój ogon
-
-jak ja to zrobiłam?- Nie pamiętała wszystkiego, tylko trochę kosy, plaży, ból i tą dziewczynę ...wszystko jak przez mgłę. Nagle nadleciał Delgado z pieczonym orłem "jak on go złapał, to było pytanie?". Jednym kęsę połknęła prawie całe ptaszysko, Wstała i poszła na spacer aby wszystko sobie przypomnieć... wyszła
-
Akurat przelatywała w okolicy, gdy zauważyła potężne, wyróżniające się wśród otoczenia drzewo. Skierowała Spirit'a w tamtą stronę. Po drodze minęli kilka młodych smoków, które mogły być idealnym łupem dla jej potężnego towarzysza. Bestia wylądowała prze korzeniach, po czym uderzyła potężnym ogonem w drzewo. Nic. Nie ugięło się, nie złamało. Mocne. Sheere położyła rękę na korze. Nie było tu nic ciekawego. Ponownie, dziewczyna i stwór wbiły się w powietrze, a przy okazji ten drugi kłapnął szczękami na młodego, nieostrożnego smoka, który wleciał mu niemalże w pysk. Szczęki dosięgły boku pisklęcia, które przeraźliwie zapiszczało i spadło na ziemię. Spirit chciał za nim zanurkować, jednakże Sheere się sprzeciwiła, nie miała najmniejszej ochoty na jakieś powietrzne gonitwy. Ofiara upadła uderzając o twardą ziemię, a dziewczyna wyleciała.
-
Wleciała z Tyranką w paszczy
-Dlaczego smoki są takie ciężkie?! -powiedziała niewyraźnie przez zaciśnięte zęby. Wylądowała pod swoim drzewem prawie się wywalając,Puściła smoczyce a sama usiadła pod drzewem. Nie zauważyła kiedy znowu była człowiekiem ani nie pamiętała kiedy zaczęła kopać koło drzewa... Po jakimś czasie wykopała drewnianą skrzynie i wyciągnęła ją na zewnątrz. W środku były malutkie buteleczki z różnymi lekami, liny, plastry. kawałki materiałów i jedzenie
-hm... domowy pakiet na czarną godzine, Nie Delgado Nie! -powiedziała kiedy stworek wyskoczył jej z kaptura i próbował wyjąć jakieś mięso -to nie dla ciebie
-
Wyciągnęła dość długi sznur i napinając go między rękoma podeszła do smoczycy
-jest taka bezbronna... -uśmiechnęła się i delikatnie owinęła sznur wokół jej pyska, a później zgrabnie zawijając i skręcając zawinęła pętle w okół jej szyi. Później pociągnęła za line i sprawdziła czy działa
-hem... teraz jak będzie się wyrywać, to jej głowa zacznie zjeżdżać się z szyją a swoim rogiem na brodzi będzie się kłuć po gardle...no co o tym sądzisz? -zapytała Delgado a on cicho coś mrukną -ah no tak, kogo ja pytam -uśmiechnęła się do stworka i wróciła do pracy. Teraz na odstającym końcu liny zawinęła pętelkę i naciągnęła ją sobie na nogę. Usiadła przy smoku i grzebiąc w kufrze wyjmowała wszystko co może potrzebować
-Em...Delgado daj to takie... ja to miało ?- cpyknęła parę razy -no to takie zielone co brzydko pachnie... Oj wiesz o które chodzi -stuknęła go po głowie kiedy on zaczął się cicho śmiać z dziewczyny
-
Wzięła od stworka małą blado zieloną buteleczkę i trochę mazistej zawartości wlała smoczycy do ust, później powąchała butelkę i szybko odłożyła ją na miejsce
-ale zajeżdża -przełknęła ślinę -oblech... zaraz ją powinno obudzić
-
Otworzyłam oczy a pierwsze co poczułam to okropny smak w ustach, zaczęłam pluć i powoli stawałam na nogi. Po chwili szyja zjechała mi się z brodą i trudno było nawet oddychać. Zakasłałam i zobaczyłam co jest powodem, lina na środku pyska, później zobaczyłam oczyszczoną ranę i dziewczynę siedzącą obok, zawarczałam ale nic jej nie ruszało
-
Przelatywała niedaleko, po rzezi, którą urządziła smokom mieszkającym w górach. Przypadkowo zerknęła w dół i kogo zauważyła? Znów tą dziewczynę i czerwonego, związanego smoka. Kpina. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić Spirit z radosnym rykiem zanurkował w dół, przeleciał nad czerwonym oszołomem, który miał liny na pysku niczym ten koń przeznaczony na zabicie. Łapami zahaczył o bok smoka, zostawiając szramy, a z rozpędu przewrócił smoka, którego pysk przywarł ciasno do szyi. Po tym wydarzeniu odleciał dalej, niosąc na grzbiecie Sheere.
-
"No bardzo mi pomogłaś" -pomyślała, podeszła do smoczycy i usiadła na karku przytrzymując głowę. Delikatnie odsunęła od siebie szyję i brodę rozluźniając więzy
-cicho... -pogładziła po głowie -spokojnie... -wystawiła jedną rękę i machnęła palcami pod którymi pojawiła się mała butelka od Delgado. Polała trochę jej zawartości po szyi smoka
-
-Zdejmij mi to z głowy! -syknęła kiedy polewano jej gardło. Zaczęła machać łapami drapiąc dziewczynę która stała jej na drodze od sznurków
-
-nie zdejmę ci, do puki się nie uspokoisz! -mówiła coraz głośniej i przygniotła jej głowę do ziemi
-
Odrzuciłam głowę na bok zrzucając z niej ręce a później sama położyłam głowę na trawie
-działaj, dziewczyno
-
Na horyzoncie pojawił się szaro-brązowy kształt. Sumitha leciała już od wielu godzin. Jej uwagę przykuło ogromne drzewo, obok którego leżał czerwony, związany smok. Wylądowała tuż obok niego, niechcący łapą zahaczyła o linkę, naciągając ją, przez co głowa bezbronnej bestii zjechała do podrapanej szyi. Spojrzała zdziwiona, nie wiedząc co jest tego przyczyną.
- Wszystko w porządku? - spytała dla pewności, a wtedy jej uwagę przykuła drobna dziewczyna, której wcześniej nie zauważyła. To zapewne ona związała tą czerwoną, tylko dlaczego...?
-
-Dobrze, że pytasz... Na razie miałam zająć się tymi ranami które i tak nie robią na niej większego wrażenia, ale muszę się tym zająć zanim wda się zakażenie... A tak w ogóle to miło poznać -Obróciła się na szyi i krystalicznie czystą wodą polała rany na boku oczyszczając je z popiołu i skrzepniętej krwi, później trochę rozmasowała i zaczęła ciec powolnie nowa krew -zagrzej bok
-
Odciągnęła głowę od szyi, spojrzała na Smoczyce i wymuszenie się uśmiechnęła "może dostane cukierka od tej małej za życzliwość". Później znowu opadła głową na trawę i ostrożnie ogrzała swój bok z którego zaczęła parować woda, a nowa krew zkrzepła
-
Spojrzala na dziewczyne i smoczyce dziwnie. Dlaczego czerwona nie probowala sie uwolnic? Czemu byla poraniona? W jej glowie zaczely ukladac sie rozne scenariusze, az w koncu postanowila, iz pomoze smokowi.
- Dlaczego jestes zaplatana w jakies sznurki? - zadala kolejne pytanie i uniosla prawa lape przecinajac sznury. Po chwili smoczyca byla juz wolna, nic jej nie krepowalo.
-
-Ja na początku je założyłam, żeby nie uciekła ani się nie wyrywała taka poraniona...no i dla bezpieczeństwa -spojrzała na nową - duża jesteś - uśmiechnęła się i zabrała z pyska Delgado -siedzącego obok - małą żelazną miskę wypełnioną maścią
-
Na początku nie wiedziała co zrobić, ale usłyszała odpowiedż
-to dlaczego się kułam? Skoro to dla mnie dobre...
-
- Hm... A tak wlasciwie dlaczego tu sie tu znalazlas? I dlaczego zwiazali Cie taki, ze tylko poranilas sobie przez to szyje? - kolejne pytania, skierowane bezposrednio do smoka. Nie przepadala za ludzmi.
-
zdziwiła się...skąd ona tu jest?
-Właściwie to nie wiem skąd tu jestem... a to drugie kieruj do małej
-
-Hmh... małej... To z szyją to dlatego bo uznałam, że ból jedyny do niej przemówi... to wsumie na razie chyba jej specjalność
-
- A nie mozecie odpowiadac prosto z mostu, tylko bawicje sie w jakies opowieści 'niech ona Ci powie, tylko bol do niej przemawia', ale to mi nic nie wyjasnia - rzekla z nieskrywana niecierpliwoscia.
-
-Jak prosto z mostu... To jest ciężkie do wytłumaczenia - wzięłą trochę maści i zaczęłą ostrożnie wmasowywać w okrwawione rany
-
Odpowiedz jeszcze bardziej ja rozdraznila. Nastroj zaczal jej sie znieniac, z milej i potulnej znow stal sie nieciepliwa i wroga.
- To nie jest odpowiedz.
-
-Można powiedzieć, że kiedy straciła przytomność to dużo stało się z jej ciałem, a zabrałam ją tu, żeby leczyć... a te liny to były potrzebne tylko na początku więc na razie jest dobrze. Po prostu jedyne co umiem robić to chyba przeszkadzać innym
-
- Byc moze. Ale ona nie wyglada na niebezpieczna, raczej na nieco niezdarna i biedna... nawet sie jeszcze nie podniosla, a juz jest rozwiazana od dawna.
-
-widać przemówiłam jej do rozsądku, że chce jej pomóc... a ty co później będzie robić to już niewiadome... może przestanie być niebezpieczna i taka tam -Trochę się podciągnęła do przodu i sięgnęła dalej żeby wmasowywać
-
- Nie wierze, ze ona naprawde jest zdolna zabijac. Jest calkiem... potulna - powiedziala rozbawiona. Postawila lape na czerwonym lbie smoczycy i przycisnela ja do ziemi, tak, jakby pokazywala swa dominacje. Nie doczekawszy sie reakcji polozyla lape na trawie i wlepila wzrok w dziewczyne.
-
-Mi też jest trochę ciężko się przyzwyczaić ...ale trzeba się cieszyć tym co dobre, nie?
-
- Potulna maskotka - rzekła z jeszcze większym rozbawieniem, a łapą trąciła ogon bezwładnej postaci.
-
Machnęła ogonem na boki
-czy nie możesz szybciej? Czy tylko nie umiesz?! -zagarnęła pogardliwie
-
Jedną łaą przyszpiliła jej ogon do ziemi, drugą oparła o bok.
- Nie machaj tym odwłokiem, bo zrobisz sobie krzywdę, i przysporzysz dziewczynie tylko więcej roboty.
-
-dziękuje za opiekę!
-
- Proszę, dziecinko - odsunęła się trochę od czerwonej i obserwowała.
-
-No mówię, że jak ja się pojawiam to wszyscy się kłócą! -Klepnęła po brzuchu 'pacjenta' -Jest ten bok! Teraz wstawaj i posmaruje drugi -wstała na równe nogi i otrzepała ubranie
-
Powolnie stanęła i ku jej zdziwieniu smoczyca okazała się być prawie tej samej wielkości
-już... teraz po lewej
-
Stanęła po drugim boku smoczycy, niby, że próbowała jej pomóc. Jednocześnie tamta zasłaniała ją od dziewczyny, a ogon Sumithy owinął się wokół jednej łapy czerwonej i gdy tak siadała Sumi szarpnęła ogonem. Smoczyca runęła ciężko na ziemię.
- Oj... chyba nie masz sił by chodzić?
-
-Oh jakaż ja jestem poszkodowana! Ha ha ha jakie zabawne -Znowu stanęła
-
"źle to wymyśliłam... jak ja jako człowiek mam sięgnąć aż tam? Przecież nie będę się wspinać, eh kiedyś musiało do tego dojść Niepewnie zmieniła się w smoczka zaczynając od nóg aż po końce ostrych błon. Stanęła na dwie nogi co musiało wyglądać dość niezdarnie i omijając pazury wklepywała maść w bok
-
- Nie wstawaj, Twe rany znów mogą zacząć krwawić. Jesteś osłabiona, powinnaś leżeć - pomogła smoczycy połozyć się, niezbyt delikatnie, ale skutecznie, nim dziewczyna zdążyła podejść. Jej uwagę zwróciły kawałki lin, które leżały na ziemi. Chwyciła je w pysk i zbliżyła się do łap rannej. Pomagając sobie zręcznym ogonem udało jej się obwiązać jej przednie oraz tylne kończyny. Co prawa nie były to idealne pęta, ale powinny pomóc. Ryzykowała zdradzenie się - w końcu coś takiego nie było naturalne, ale kto na to zwróci uwagę.
- Nie wstawaj.
-
Rozerwała resztki lin które już się do niczego nie nadawały i powstała kiedy doszła dziewczyna..nie... smok. Odsunęła się szybko
-Teraz to, że nazwałam cię 'mała' to ma sens... Heh -zaśmiała się -ale byłam głupia! Co jest w tym czymś?!
-
- Pogarsza Ci się? - spytała z udawaną troską. Zbliżyła się do czerwonej, która dziwnie mówiła i ponownie ją powaliła, przygwoździła do ziemi.
- Lepiej znajdź jakieś leki, bo ona się zaczyna robić nerwowa, chociaż jest osłabiona - zwróciła się do dziewczyny.
-
Zrozumiała co się stało...no tak
-Nic... to zwykła maść do ran i oparzeń ...tak? -spojrzała na Delgado który wchodził jej na szyję i zmieniając wygląd na czarny stał się nie widoczny, później machnę główką którą było widać tylko dzięki czerwonym oczom
-Dobra zostaw ją... ona mówi samą prawdę i ma prawo się denerwować, ja tu jestem powodem
-
Odepchnęła się i wyszła spod łap smoczycy zabierając jej równowagę, skoczyła na czarną smoczyce głową uderzając w jej brzuch i rzucając ją na drzewo
-Czyli nic tu nie ma?! Bo ci jeszcze uwierze
-
Skoczyła na czerwoną, wylądowała na jej grzbiecie, całym ciężarem ciała przygniotła ją do ziemi. Łapę oparła na łbie, przygniatając go ciasno do ziemi, a jednocześnie trzymała ją, by się nie wyrwała, smoczyca leżała na brzuchu, łapy były przygniecione pod nim. Nie miała szans na wyrwanie się, zwłaszcza, że była ranna i osłabiona, a Sumi w pełni sił.
- Spokój. A ty jesteś pewna, iż te liny się nie przydadzą? Pozabijacie się zaraz wzajemnie.
-
-No na pewno nie nawzajem... nawet jakbym chciała to bym nie dała rady, a nawet nie mam najmniejszej ochoty rozlewać krwii -wstała i opadła na cztery nogi "jako smok jest o wiele łatwiej się pozbierać"
-tak myślę, że chyba nie są konieczne
-
- W sumie racja, jesteś mniejsza. Ale gdy ją puszczę ona znów się na Ciebie rzuci, a ja jej nie zamierzam wiecznie powstrzymywać - rzekła, na razie nie poluźniając uścisku.
-
-Jak już mówiono jestem tak mała, że chyba dam rade unikać ...a tak w ogóle to moje drzewo i ja dobrze wiem gdzie co jest. Bycie małą nie jest aż tak złe
-
- I mam całą zabawę zostawić Tobie. Właściwie to czemu ty się z nią użerasz?
-
-Stare obietnice...nie wiem czy to można nazwać zabawą, dla mnie zabawa to coś innego niż uniki przed ognistym pazurem
-
- Naprawdę muszę ją puszczać?
-
-No ja cię do niczego nie zmuszam ale dobrze by było... jak chcesz się 'zabawić' to polecam taką Sheere... może nawet się dogadacie przeciwko mnie -uśmiechnęła się
-
- Nie znam żadnej Sheere. - powiedziała zrezygnowana i puściła czerwoną.
-
-Nie jestem pewna czy mogłabym cie do niej zaprowadzić bo ona już chyba ma chętkę na nową skórę z czarnego smoczydła -Zaczęła patrzeć na czerwoną i notować jej ruchy
-
- A co jej takiego zrobiłaś?
-
Nie wiedziała czemu ale ta rozmowa dość ją zaciekawiła, szczególnie ten kawałek z obietnicą...jakie obietnice? Sheere, chyba wiem o którą chodzi. I ogółem cała rozmowa. Usiadła i tylko cicho przyglądała się innym
-
-No właśnie chodzi chyba o to, że istnieje... przynajmniej tak to rozumiem -wzruszyła ramionami -I tak czuję się dobrze bo znam ze trzy osoby które może by nie broniły, powtarzam 'może'. Tylko ten mały kurdupelek zawsze mnie broni -poklepała Delgado na ramieniu
-
- Ten mały Ci nie pomoże - powiedziała sceptycznie. Spojrzała pogardliwie na czerwoną ofiarę losu.
-
-Przynajmniej wspomoże duchowo
-
- Ta. To co teraz? Ta sierota będzie chyba tylko sterczeć i patrzeć.
-
-Jak jest coś ciekawego to się patrzy- stanęła i podeszła pod drzewo -chyba się wreszcie skończy z tymi lekami...a później polecę do siebie, Może pod moją nieobecność zaplanowali bunt?
-
- Leć do swoich, jeśli wszyscy nie pouciekali jeszcze.
-
-a czy ty nie lecisz ze mną? -Na razie to wśród smoków tylko na Purpura na krzyczała -ty też byś mogła -zwróciła się do czarnej
-
- I co będę tam robić?
-
-To co zwykle tylko, że wśród współsmoków
-
- Czyli? Służyć jakiemuś tam władcy, który nimi rządzi?
-
-Ja tam zawsze mogę polecieć... w sumie nikogo nie ma w akademii, żadnych prac nie mam, Wolny czas -uśmiechnęła się
-
-Jeżeli się zapiszesz do pomocy władcy to tak, ale jeżeli nigdzie nie będziesz służyć to dopiero po specjalnym zawołaniu będziesz musiała zareagować ...tak to jesteś wolna
-
- To spoko, na zawołanie i tak odpowiem tylko gdy będę mieć na to ochotę. Mogę lecieć, na jakiś czas.
-
-Ale na razie i tak trzeba skończyć leki -westchnęła -ciekawe o co będą pytać... szczególnie Purpur